Tajemniczy list w butelce to chyba jeden z najbardziej oklepanych motywów związanych z morzem, rozbitkami, piratami i całą tą romantyczną stroną żeglarstwa.
Tym bardziej zaskakujące jest, że… to naprawdę działa. Serio-serio. Nawet teraz, w XXI wieku - czyli w czasach powszechnej cyfryzacji, gdy wysłanie zwykłej, papierowej pocztówki jednoznacznie stawia nas w elitarnym, chociaż nieco dziwacznym gronie hipsterów.
Krzysiek Kolumb
Wydaje się, że nawet w zamierzchłych czasach „sprzed Internetów” wysyłanie listów w butelce było domeną zdesperowanych, anonimowych rozbitków, albo dzieciaków, które naczytały się Verne’a. Magazyn „Morze” z maja 1957 roku opisuje jednak legendę, wedle której pocztą butelkową miał posłużyć się sam… Krzysztof Kolumb.
Podobno w 1493 roku, wracając z Indii, napisał on list do króla Ferdynanda Aragońskiego i królowej Izabeli Kastylijskiej, a następnie umieścił go w butelce i wrzucił w morskie odmęty. List - o dziwo - dotarł do adresatów. A w każdym razie, dotarł do miejsca przeznaczenia, chociaż z opóźnieniem wynoszącym, bagatela, 359 lat. Po takim właśnie czasie miał go odnaleźć w okolicy Gibraltaru pewien amerykański kapitan. Oj tam, oj tam. Poczta zna nie takie przypadki.
Zresztą, treść listu sprawiła, że dla Kolumba taki rozwój wypadków wcale nie był szczególnie niefortunny; podczas jego pisania Krzysztof nie zajarzył jeszcze, że wcale nie dotarł do Indii, zaś Kubę uznał za… Chiny. Cóż, każdemu się mogło zdarzyć.
Ile w tym prawdy?
Tego nie wiadomo, ale faktem jest, że wspomniany list istnieje do dzisiaj - i to w kilku egzemplarzach, w dodatku napisanych w dwóch językach: po hiszpańsku i po łacinie. Nie ulega też wątpliwości, że poza legendą o poczcie butelkowej, listy Kolumba podróżowały również tradycyjną pocztą (czyli statkami). Nie wiadomo jednak, ile ich dokładnie było - a to stwarza pewne problemy.
Te listy, które napisano w czasach wielkich odkryć, uznawane są dzisiaj za „oryginalne kopie”, ale poza nimi istnieją też… nieoryginalne - czyli zwyczajne podróby. Prawdziwy list Kolumba, jakąkolwiek drogą dotarł do Europy, ma oczywiście sporą wartość, toteż co jakiś czas przeczytać możemy o skandalach, tajemniczych kradzieżach, albo cudownych odnalezieniach tego typu obiektów. Aby więc uniknąć nieporozumień, wszystkie oryginalne kopie wyposażono w… mikrochipy. Kolumb pewnie by się zdziwił.
Jak szybko płynie butelka?
To zależy od wielu czynników; przede wszystkim od tego, czy w ogóle płynie, czy też rozbije się gdzieś po drodze i spocznie po wiek wieków na morskim dnie. We wspomnianym artykule z „Morza” obliczono, że średnia prędkość podróżowania butelki z listem to ok. 12 mil dziennie - chociaż, jeśli nadawca ma szczęście, poczta butelkowa może znacznie przyspieszyć. Znana jest bowiem historia listu wysłanego w ten sposób z Nowej Funlandii do Donegal w Irlandii, który przemierzył trasę w 33 dni, co daje średnią prędkość 60 mil dziennie. Pewnie priorytet.
Oczywiście, zdarzają się też rekordy w przeciwną stronę. Pomijając legendę o liście Kolumba, potwierdzony (i umieszczony w Księdze Rekordów Guinessa) rekord długości doręczenia listu w butelce padł w 2012 roku. Wtedy właśnie pan Andrew Leaper, szkocki rybak, znalazł w swojej sieci butelkę z listem napisanym w 1914 roku, czyli 98 lat wcześniej. Co ciekawe, list został wysłany przez szkocki rząd, który w ten sposób usiłował zbadać prądy morskie, zaś nagrodą dla szczęśliwego znalazcy miała być sześciopensówka. Miała - ale nie była, bo w 2012 roku tych monet nie było już w obiegu. Co pokazuje jednoznacznie, że nie należy ufać rządom.
Skuteczność doręczenia
Hmm, w temacie przygód z pocztą i kurierami każdy z nas mógłby zapewne opowiedzieć wiele ciekawych historii… ale po co się denerwować. Pytanie, czy lepiej zawierzyć ślepemu losowi, czy też państwowej instytucji, pozostaje kwestią otwartą i każdy może odpowiedzieć sobie na nie sam.
Faktem jest jednak, że nawet teraz, w erze SMS-ów, maili i mediów społecznościowych, ludzie nadal lubią wysyłać listy w butelce - choćby po to, by sprawdzić, co się stanie.
Co wyróżnia takie współczesne listy? Przede wszystkim opakowanie: butelka najczęściej jest plastikowa, co może nie jest szczególnie korzystne dla środowiska, ale za to daje zupełnie nowe możliwości w zakresie odporności na bliskie spotkania z rafami i skałami.
Ciekawym zjawiskiem jest też pozostawianie w liście adresu zwrotnego w postaci… e-maila. Cóż, znak czasów. Ale ważne, że legenda nadal działa - i wbrew temu, co twierdzi Nicolas Sparks, autor „Listu w butelce” - wciąż jeszcze jest w nas miejsce na romantyczność.
Tagi: list, butelka, Krzysztof Kolumb