TYP: a1

Kręgi na dnie Bałtyku

sobota, 17 lutego 2018
Anna Ciężadło

Trzeba przyznać, że kosmici mają oryginalny sposób spędzania czasu: zamiast kraść nam cenne złoża, albo przynajmniej nadobne Ziemianki, łażą i robią kręgi w zbożu. Po co? Tego nie wie nikt, ale być może te wzorki to taki kosmiczny odpowiednik intymnych części ciała, jakimi chuligani lubią zdobić ściany. Albo wyraz przywiązania do lokalnej drużyny (Mars rządzi!). Co więcej, ufoki mają też swoje ulubione miejscówki, bowiem szturmują głównie Stany. Też nie wiadomo czemu. Jest to wprawdzie spory kraj, ale przecież równie dobrze mogliby uderzyć na przykład na Rosję. No, chyba, że mają jakieś opory.

Tym razem chyba coś poszło nie tak: po pierwsze, kosmici trafili w Bałtyk (czyli może jednak celowali gdzieś w Obwód Kaliningradzki?). Po drugie, kręgi znalazły się pod wodą. Kosmiczny GPS nawalił, czy może okręgi stworzyło coś zupełnie innego?

 

Turyści i kasiora

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy to turyści, spędzający wakacje na duńskiej wyspie Møn, wybrali się popstrykać selfie na lokalnych klifach. I zupełnym przypadkiem zauważyli w morzu coś, czego jeszcze przed kilkoma tygodniami tam nie było. Z całą pewnością, bo wskazują na to wcześniejsze fotografie.

 

Tym „czymś” były ciemnozielone, regularne kręgi. Natychmiast więc podniósł się raban (i klikalność w Internetach), na temat tego, co też może być źródłem rzeczonych wzorków. Pomysłów było wiele; co jeden, to ciekawszy. Przy okazji ożyły dawne animozje, sięgające jeszcze czasów II wojny światowej, a ekolodzy, zwolennicy teorii spiskowych, a przede wszystkim właściciele nadmorskich pensjonatów, umiejętnie podgrzewali atmosferę wokół znaleziska.

 

To na pewno Niemcy!

Ponieważ kręgi pojawiły się akurat w Bałtyku, czyli morzu, na którym wielokrotnie prowadzono działania wojenne, pierwsze podejrzenie padło na kratery po wybuchach. Natychmiast okazało się, że ktoś znał kogoś, kto przypomniał sobie o bombach, jakie rzekomo Niemcy testowali w rejonie wyspy.

Teoria była całkiem zgrabna: w końcu krater po bombie jest okrągły, czyli kształt się zgadza; a Niemcy, jako naród miłujący pokój, też coś niecoś z bombami mieli wspólnego. Niestety, po bliższych oględzinach okazało się, że kręgi znajdują się w miejscach, gdzie z pewnością nic nigdy nie wybuchało. I sprawa się rypła.

 

...albo sam diabeł...

Inna teoria wiązała to zjawisko z tzw. czarcimi kręgami, jakie możemy spotkać również na lądzie. Wbrew nazwie, nie mają one nic wspólnego z piekłem, a nawet nie trącają siarką. Chociaż napotkanie idealnego, utworzonego z grzybów kręgu gdzieś na leśnej polance może sprawić, że poczujemy się jakoś tak nieswojo.

W rzeczywistości kręgi powstają w zupełnie naturalny sposób i wiążą się z lokalnym wyeksploatowaniem składników mineralnych - ale skąd ludzie mieli o tym wiedzieć? Czarcim kręgom przypisywano więc różne dziwne moce: wierzono na przykład, że w ich wnętrzu lubią tańczyć czarownice. I to takie niekompletnie ubrane. Lepiej więc nie włazić do środka, bowiem Baba Jaga jest wystarczająco przerażająca w ubraniu. A rzeczy raz zobaczonej nie da się „odzobaczyć”.

W warunkach bałtyckich w kręgach pląsałyby zapewne syreny. Niestety, ich obecności nie stwierdzono. Może to i lepiej?

 

… no, chyba, że UFO!

Wszystkie teorie bledną jednak przy tej najważniejszej, najbardziej chwytliwej i spektakularnej. No przecież jest oczywiste, że jak są kręgi, to jest i UFO. Zwolennikom tej teorii nie przeszkadzał nawet mało wygodny fakt, że kręgi w Bałtyku były za małe (miały wielkość od kilku do kilkunastu metrów, czyli jak na zwyczaje kosmitów, bardzo niewiele). Ale może to po prostu byli mali kosmici? A tak swoją drogą, to ciekawe, dlaczego upodobali sobie akurat kółka, a nie na przykład trójkąty? No, chyba że to były... kosmitki.

 

Jak jest naprawdę?

Tego długo nie udawało się rozwikłać, tym bardziej, że któregoś dnia kręgi znikły. Ale spokojnie, po niedługim czasie pojawiły się znowu, i to w zwiększonej liczbie. W 2011 roku niemal każda szanująca się skandynawska gazeta czuła się w obowiązku o nich wspomnieć.

W końcu sprawą zajęli się ludzie to tego stworzeni, czyli naukowcy. I okazało się, że po pierwsze, kręgi nie są ani odciśnięte, ani wyżłobione w dnie. Po drugie, są... żywe, bowiem tworzy je roślinka o nazwie zostera.

I po trzecie, ustalono, że zostera ześwirowała, bo w normalnych warunkach powinna tworzyć coś na kształt dywanów, a nie bawić się w głupie kółka. Należało zatem wyjaśnić, co takiego doprowadziło do nagłej zmiany jej upodobań.

 

Wespół w zespół

Naukowcy z Uniwersytetu Południowej Danii i Uniwersytetu Kopenhagi, po wnikliwym zbadaniu tematu, doszli do wspólnych, choć niewesołych wniosków.

Ich zdaniem, sprawa wygląda następująco: zostera, jak to trawy mają w zwyczaju, wypuszcza pędy na wszystkie strony i rozrasta się symetrycznie. Dzięki temu z małej, okrągłej kępki, po jakimś czasie powstaje duża, okrągła kępa. W końcu łączy się ona z innymi kępami i mamy dywan. Przy okazji rosnąca trawa zatrzymuje muł, jaki rzeki nanoszą do morza, i wszystko działa w miarę sprawnie.

No, chyba, że muł okaże się być mocno wzbogacony składnikami, które są dla zostery (i nie tylko dla niej) szkodliwe. Na przykład niektórymi siarczkami. Wtedy zatrzymywane siarczki kumulują się w starszych roślinach (czyli tych rosnących bliżej oryginalnej kępki), aż w końcu ich stężenie przekracza wartości toksyczne i środek kępy ginie, zostawiając puste kółko. Puste miejsce poszerza się, aż w końcu z kępy pozostaje tylko smętna otoczka. Ta- daaam!

 

Wniosek z tego taki, że za tajemnicze kręgi w Bałtyku nie odpowiadają ani kosmici, ani nawet diabły (chociaż wątek siarki jednak pozostaje). Tylko ludzie. Niekoniecznie z Wermachtu


 

 

Tagi: Bałtk, UFO, kręgi
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620