Są takie miejsca, gdzie fiordy jedzą nam z ręki, a przyroda może nie rozpieszcza temperaturą, ale za to nadrabia nieodpartym urokiem. Poznajcie Bergen: taki norweski Kraków - z tym, że w górach. I jednocześnie nad morzem.
W kraju baśni
Za siedmioma górami, za siedmioma fiordami... tak mogłaby zaczynać się niejedna bajka. Albo rejs. Bergen nazywane bywa niekiedy bramą fiordów, i jest to ksywka jak najbardziej zasłużona. Jak już wiemy, miasto leży u samych stóp gór, a w dodatku na styku dwóch mórz: Północnego oraz Norweskiego.
Tak, jasne na samo wspomnienie o tych akwenach robi się jakoś tak... chłodniej. I wcale nie będziemy Was przekonywać, że temperatury porównywalne są tam z tymi, jakie znacie z Chorwacji (chociaż zdarzają się wyjątki - mamy w Tawernie jedną taką koleżankę, która za każdym razem, gdy wybierze się w jakiś zimny rejon świata, wraca opalona; ale to tylko dlatego, że lubi zimno, więc prawo Murphy'ego działa w jej przypadku niezawodnie).
Jeśli jednak rześki klimat tamtejszych okolic Was nie zraża - a mamy nadzieję, że nie - będzie to idealne miejsce na rozpoczęcie rejsu. Tym bardziej, że możecie całkiem wygodnie dolecieć tam wprost z Polski.
Miasto deszczu
Bergen nazywane bywa również „miastem deszczu” - i to miano także jest w pełni uzasadnione; jeśli wierzyć legendom, deszcz pada tutaj średnio przez... 275 dni w roku. Czyli zostaje jeszcze prawie 100 takich, w których zamiast prać żabami, tylko wieje ;)
Mimo wszystko, Bergen posiada jedyny w swoim rodzaju urok i niemal zawsze pełne jest turystów. Uchodzi przy tym za najpiękniejsze miasto w Norwegii, i jak na dawną stolicę przystało, pełne jest urokliwych zakamarków, kafejek i... trolli. Na szczęście, te stworki spotyka się głównie na wystawach, w towarzystwie obowiązkowych norweskich sweterków.
Początki Bergen sięgają 1070 roku; najstarszą dzielnica miasta jest Bryggen, pełne Hanzeatyckich zabudowań i starych, drewnianych domów. Ponieważ jednak Bergen może poszczycić się długą i burzliwą historią, obejmującą liczne pożary, większość zabytkowych domów to rekonstrukcje (niekiedy też już zabytkowe), a zaledwie co czwarty budynek to oryginał.
Do zabytków, które koniecznie trzeba zobaczyć odwiedzając Bergen, należą: Forteca Bergenhus z przełomu XII i XIII w., Katedra św. Olafa z XII w., Kościół NM Panny oraz skansen Sandviken, położony 5 km na północ od centrum. Jako ludzie morza, z pewnością docenicie również Bergens Sjøfartsmuseum, czyli Muzeum Morskie.
No to w góry!
Bergen ma swój niezaprzeczalny urok, ale warto spojrzeć na nie z szerszej perspektywy – czyli wybrać się na któreś z okolicznych wzgórz. Nie oznacza to jednak, że koniecznie musicie zdobywać ich szczyty na piechotę.
Zapobiegliwi Norwegowie przewidzieli, że nie każdemu zdrowie, czas, czy też inne czynniki pozwolą na odbycie pieszej wycieczki, toteż zainwestowali w całkiem zgrabne kolejki linowo-terenowe.
Najbardziej popularna z nich, zwana Fløibanen, startuje z centrum Bergen i wywozi głodnych wrażeń turystów aż na szczyt góry Fløyen. Alternatywna kolejka kursuje na inne wzgórze – Urliken, skąd również rozpościera się wspaniały widok na panoramę Bergen i majestatyczne fiordy.
A może by tak z buta?
Jeśli macie ochotę zmęczyć się i pozwiedzać okolicę na własnych nogach, czekają na Was dobrze przygotowane i oznaczone trasy, prezentujące rozmaite stopnie trudności. Dla ludzi obdarzonych dobrą kondycją, ale mających niewiele czasu, doskonałą propozycją będzie wycieczka na Stoltzekleiven. Trasa obejmuje 300 m naprawdę stromego podejścia, a startuje w okolicy Fløyen, zaś kończy na szczycie Sandviksfjell.
Mając nieco więcej czasu, ale za to mniejsze ambicje na bicie rekordów, warto wybrać się na szczyt Liatårnet. Trasa prowadzi asfaltem, więc można pokonać ją nawet z wózkiem lub na zwykłym, miejskim rowerze (chociaż lepiej na takim z przerzutkami). Dotarcie na szczyt zajmuje jakieś 40 minut, a po drodze na zmęczonych wędrowców czyhają liczne budki z goframi, pozwalające szybko odzyskać utracone kalorie.
Tagi: Bergen, góry, Norwegia