TYP: a1

Jak ryba na lądzie

wtorek, 1 października 2019
Anna Ciężadło

W większości przypadków ryby w wodzie czują się... jak ryby w wodzie. Czyli doskonale. Istnieją jednak takie indywidua, którym mokre środowisko zupełnie nie wystarcza – i z jakiegoś powodu uparcie pchają się na ląd. Nie zrażają ich ani trudy podróży, ani fakt, że nie posiadają kończyn, ani nawet groźba bycia uznanym za płaza.

Dlaczego zatem po prostu nie ewoluowały, tylko pozostały rybami i wprowadzają niepotrzebne zamieszanie? Cóż, tego nie wiedzą nawet amerykańscy naukowcy. Ale zapewne pracują już nad tą kwestią. Zanim jednak poznamy odpowiedź, przyjrzyjmy się bliżej kilku przykładom ryb „prawie że lądowych”.

 

Łaziec indyjski

Jak nazwa wskazuje, zwierzak wyłazi na ląd... no, niekoniecznie w Indiach. Można go spotkać w Indonezji, Papui-Nowej Gwinei oraz na kilku wyspach w Cieśninie Torresa.

Nie jest duży, bowiem osiąga co najwyżej 25 cm długości. Jest za to prawdziwym twardzielem – gdy raz zdecyduje się wyjść na ląd, może maszerować po nim aż 6 dni bez przerwy.

 

OK, może słówko „maszerować” nie do końca oddaje jego technikę, bowiem łaziec raczej pełznie, posługując się w tym celu ogonem, dwoma parami płetw i jeszcze pokrywami skrzelowymi. Jak widać, mimo ewidentnego braku odpowiednich członków, łaziec radzi sobie, jak może. Wielki szacun za determinację.

 

Co ciekawe, łaziec opracował bardzo sprytny system oddychania, pozwalający mu na skuteczną wymianę gazów na lądzie, co dla zwierząt wyposażonych w skrzela wcale nie jest takie łatwe. Skrzela działają bowiem doskonale, dopóki oblewa je woda, ale kiedy wyschną, zaczyna się problem.

 

Jak zatem oddycha łaziec podczas swoich pieszych wycieczek? Okazuje się, że ryba posiada tuż nad skrzelami system kanalików, zwany labiryntem (albo narządem błędnikowym). Łaziec pobiera powietrze atmosferyczne jamą gębową, a następnie wtłacza je do labiryntu tak, jak my do płuc i w ten sposób całkiem skutecznie dotlenia swój organizm.

 

Łaziec jest też do pewnego stopnia uzbrojony; wspomniane pokrywy skrzelowe służą mu do przemieszczania się, ale ponieważ posiadają twarde kolce, mogą też stanowić bardzo skuteczną broń w walce z drapieżnikami. Jeśli któryś z nich jest na tyle nieostrożny, by połknąć łaźca, ryba (już w gardle agresora) rozwiera pokrywy skrzelowe i boleśnie wbija mu się w przełyk. Pozostaje tam, dopóki drapieżnik jej nie wypuści... albo nie umrze z powodu uduszenia.

 

Poskoczek mułowy

Ta sympatyczna rybka dużo bardziej przypomina płaza, i to zadowolonego z życia (a w każdym razie tajemniczo zamyślonego, niczym Mona Lisa). Zwykle mieszka w wodach słonawych i preferuje lasy namorzynowe, ale bardzo lubi wychodzić na ląd, gdzie leży sobie na brzuszku, podpierając się płetwami piersiowymi i bacznie obserwując świat bystrymi oczkami.

 

Poskoczki często hodowane są w akwariach, jednak miłośnicy tych stworzonek muszą – oprócz rzecz jasna, wody – zapewnić im jakiś element do wspinania, na przykład spory korzeń. Co ciekawe, poskoczek, jak nazwa wskazuje, potrafi całkiem dobrze skakać, zatem akwarium koniecznie musi być przykryte. W przeciwnym wypadku rybka może wylądować na dywanie, skąd – mimo szczerych chęci – nie będzie mogła powrócić.

 

Niestety, poskoczek w porównaniu do łaźca jest zupełnym amatorem. Delikatne ciało poskoczka  musi być cały czas wilgotne, nie ma zatem mowy, by mógł wybrać się na jakąś dłuższą wycieczkę po lądzie. Zna się za to na melioracji i potrafi aktywnie budować sobie niewielkie baseniki w mule, w których często się zanurza celem zwilżenia ciała. Niejako na pocieszenie poskoczek opanował inną sztuczkę: potrafi nieznacznie zmieniać barwę, co  zapewne znacząco usprawnia mu łowy (bo poskoczek, mimo sympatycznej mordki, jest groźnym drapieżnikiem), chociaż do kameleona mu daleko.

 

Węgorz

W tym subiektywnym zestawieniu nie mogło zabraknąć rybki z naszego podwórka. No dobrze, może określenie „rybka” w odniesieniu do stworzenia, które potrafi osiągnąć 2 metry długości i 9 kg wagi, jest nie do końca zasadne. Mimo to, trzeba przyznać, że węgorz naprawdę wymiata i jest rybą ze wszech miar niezwykłą.

 

Przede wszystkim, jest trujący; jego krew zawiera bardzo groźną dla ssaków toksynę - a fakt, że nadal żyjemy, a węgorza zapewne nieraz jedliśmy, zawdzięczamy tylko obróbce termicznej (jego toksyna traci swoje właściwości w temperaturze około 60 stopni Celsjusza). Węgorz jest też bardzo długowieczny – o ile nie trafi na talerz, może żyć niemal tak długo, jak człowiek (rekordzista z Czech dożył sędziwego wieku 68 lat).

 

Wszystko to jednak blednie wobec faktu, że węgorz uwielbia spacerki po lądzie. Najbardziej lubi odbywać wycieczki w parne, letnie noce, gdy temperatura jest sprzyjająca, a powietrze - odpowiednio wilgotne. Co ciekawe, węgorze bacznie obserwują... księżyc. Ich wędrówki niemal zawsze przypadają na 3-4 noc po pełni.

Węgorz nie potrafi oddychać na lądzie, toteż chcąc udać się na spacer, musi bardzo szczelnie zamknąć swoje pokrywy skrzelowe oraz pyszczek. Nieodzowna jest mu również odpowiednia izolacja, którą zapewnia gruba warstwa śluzu, chroniącego rybę przed wyschnięciem.

 

Tak uzbrojony węgorz może śmiało udać się na podbój lądowego świata - i nie tylko. Ryba trafiła nawet do ludowych podań i legend. Jeśli wierzyć starym opowieściom, węgorze z dawien dawna miały zwyczaj wypełzać na ląd celem, uwaga: łuskania grochu. Naukowcy co prawda nie potwierdzają tych węgorzych zwyczajów, ale co oni tam wiedzą...

Tagi: ryba, węgorz
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 23 listopada

Francis Joyon na trimaranie IDEC wyruszył z Brestu samotnie w okołoziemski rejs z zamiarem pobicia rekordu Ellen MacArthur; zameldował się na mecie po 57 dniach żeglugi, poprawiając poprzedni rekord o dwa tygodnie.
piątek, 23 listopada 2007