Prawda jest taka, że większości z nas Bałtyk kojarzy się głównie z deszczem, smażalnią ryb i niekończącymi się korkami na drogach, bowiem jakieś 90 proc. populacji Polski szturmuje wybrzeże w tym samym czasie. Czyli w wakacje; co zresztą jest całkowicie bez sensu, bo nad Bałtykiem, jak zawsze, będzie wtedy mokro i zimno. A jeśli nawet w drodze wyjątku trafimy na dobrą pogodę, to woda i tak będzie miała co najwyżej siedem stopni.
Ale i tak jest tam pięknie. Dlatego właśnie, mimo tych wszystkich niedogodności, większość z nas przynajmniej raz w życiu odbyła wakacje nad polskim morzem. I zapewne stąd wywodzi się nasze przekonanie, że o Bałtyku wiemy już wszystko. Jak się zaraz okaże, jest to przekonanie nieco błędne – co zatem mogliśmy przeoczyć, stojąc w kolejce po jagodziankę?
Ile promili ma nasze morze?
To zależy, ilu marynarzy do niego nasiusia... W tym przypadku chodzi nam jednak nie o zawartość alkoholu etylowego, ale soli. Jeśli kiedykolwiek byliście na tyle szaleni (lub zdesperowani), żeby spróbować kąpieli w naszym morzu, a przy okazji udało Wam się niechcący napić wody, stwierdzicie zapewne, że jest baaardzo słona.W rzeczywistości jest jednak zaledwie słonawa – Bałtyk zawiera bowiem średnio ok. 7 promili soli. Czyli całkiem mało. Dla porównania, taki Adriatyk ma ich średnio 35 (czyli pięć razy więcej), a Morze Martwe – aż 260.
Tak niskie zasolenie sprawia, iż Bałtyk jest oficjalnie uznawany za morze mezohalinowe (czyli „słonawe”), a przez niektórych wręcz za słone jezioro. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest w dużej mierze kiepska pogoda, która powoduje, że parowanie z powierzchni wody jest bardzo ograniczone, a odziani w peleryny turyści snują się smętnie od baru do baru, zamiast, jak ludzie, rozłożyć się za parawanem.
Czy będzie lepiej?
Niskie zasolenie Bałtyku sprawia, że zwyczajnie nie mogą tam mieszkać zwierzaki i rośliny, jakie żyją w prawdziwych morzach, wypełnionych przyzwoicie słoną wodą. Nie znaczy to jednak, że nasze morze jest jakąś mokrą pustynią – ale jak chodzi o różnorodność gatunków, szału nie ma (dlatego właśnie w smażalniach w Świnoujściu sprzedają pangę). Czy zatem jest nadzieja na poprawę? To zależy.
Do Bałtyku uchodzą całkiem spore rzeki (na przykład Wisła), które dodatkowo go wysładzają. Kto wie, może nawet zamieniłyby go w zupełnie słodką sadzawkę, gdyby nie pewna niefortunna historia ze skradzionym młynkiem. (Dla zapominalskich: wedle legendy, pewien złodziej zajumał kiedyś magiczny młynek produkujący sól i podpatrzył, że aby go uruchomić, należy zakręcić korbką. Uciekając z łupem, wsiadł na statek i od razu wypróbował, czy młynek działa. Okazało się, że tak – ale do zatrzymania produkcji niezbędne było hasło, a jego złodziej już nie ukradł. Wraz z łupem i statkiem poszedł więc na dno, a młynek po dziś dzień pracowicie produkuje sól).
Wracając jednak na ziemię – owszem, w kwestii zasolenia istnieje nadzieja na poprawę: nazywa się globalne ocieplenie i, o ile kiedyś wreszcie nastąpi, z pewnością wpłynie korzystnie na stopień parowania Bałtyku.
Gdzie w końcu leży to morze?
Dla nas Bałtyk to po prostu Bałtyk: okno na świat, jak uczyli nas w szkole, co zresztą jest dosyć naciąganą teorią, bo tak naprawdę jest to zaledwie okno na korytarz, który może prowadzić na świat.
Niezależnie jednak od skromnych możliwości naszego (obecnie) jedynego morza, raczej nie mamy wątpliwości co do jego nazewnictwa; a to zupełnie odwrotnie, niż nasi sąsiedzi, mający okno na ten sam korytarz.
Dla narodów posługujących się językami germańskimi - za wyjątkiem angielskiego - Bałtyk jest bowiem Morzem Wschodnim. Tak nazywają go nie tylko Niemcy, ale też Holendrzy, a nawet Skandynawowie.
Najmocniej po bandzie pojechali jednak mieszkańcy Finlandii, którzy również stosują nazwę Morze Wschodnie – z tym, że jeśli spojrzymy na mapę, zobaczymy, że dla Finów Bałtyk leży raczej na... południowym zachodzie. Oj tam, oj tam.
Mleko pod nosem
Morza, podobnie jak ludzie, mogą być w różnym wieku. Co więcej, morza, a nawet oceany, mogą także zakończyć swój żywot, bowiem kontynenty mają w zwyczaju zmieniać swoje położenie, co nie pozostaje bez wpływu na obecność wody pomiędzy nimi.
Czy zatem nasze morze można by uznać za „stare”? W żadnym wypadku; na tle konkurencji Bałtyk wypada raczej blado i jest właściwie jeszcze dzieckiem, bowiem liczy sobie zaledwie 1 200 000 lat.
Nie znaczy to jednak, że jest to dziecko grzeczne i nie sprawiające kłopotów wychowawczych. W końcu posiada słowiańską duszę, a ta z definicji wiąże się z wrodzoną krnąbrnością i ułańską fantazją. Dlatego też w swojej niedługiej historii Bałtyk kilka razy bywał już morzem, ale bywał też wewnętrznym jeziorem. Zmieniał zatem status na „w związku” z oceanem i „to skomplikowane”. Cóż, przynajmniej nie sposób się z nim nudzić.
Tekst przygotowywany we współpracy z Charter Navigator
Tagi: Bałtyk, zasolenie, fauna