Planowany i właściwie już prawie rozpoczęty samotny rejs znanego i lubianego dziennikarza radiowej Trójki, Kuby Strzyczkowskiego, zorganizowany z okazji 50. urodzin tej stacji cieszy się – co zrozumiałe – sporym zainteresowaniem. Również „Tawerna Skipperów” od samego początku śledzi przygotowania do tego wydarzenia. Nic zatem dziwnego, że postanowiliśmy z Panem Kubą przeprowadzić wywiad.
T.S. - Czy żeglarstwo to Pańska stosunkowo nowa pasja, kiedy się to zaczęło?Kuba Strzyczkowski - Pierwsze kroki stawiałem na pokładzie Omegi, jeszcze w szkole średniej. To początek lat 80tych i miłe wspomnienia z obozów harcerskich nad jeziorem Ryńskim. Wtedy najbardziej interesowałem się windsurfingiem. Pamiętam, miałem nawet okazję podpatrywać najlepszych trenując w SKŻ na Bałtyku. Potem wiele lat pływania na prywatnym jachcie „Mistrz i Małgorzata” po Mazurach. A potem przyszła fascynacja Morzem Śródziemnym, na którym przez ostatnie lata w różnych rejsach pokonałem z przyjaciółmi ok. 10.000 mil morskich. Tak więc rzeczywiście - to pasja, ale nie taka „nowa”. Raptem trzydziestoletnia.
T.S. - Wiele osób, z którymi rozmawiałem twierdziło, że to książki wpłynęły na to, że zaczęły żeglować. Czy w Pańskim wypadku też literatura w jakiejś mierze spowodowała, że stał się Pan żeglarzem ? Jeśli tak, to o jakich autorach i tytułach możemy mówić?K.S - Książki mnie oczywiście fascynowały. Ale przede wszystkim uczyły. Niektóre pozycje przeczytałem kilka razy. Ostatnio przygotowując się do Pucharu Poloneza i rejsu przez Atlantyk. Książkę Kazimierza „Kuby” Jaworskiego znam chyba na pamięć. Uwielbiam czytać Erica Tabarlyego i Krzysztofa Baranowskiego. W mojej biblioteczce żeglarskiej na honorowym miejscu stoją pozycje Miles’a Smeetona, K. Adlarda Colesa czy Romana Paszke… Zastanawiające jak dokonując rzeczy niezwykłych - potrafili pisać w sposób zwykły i niezwykle skromny. A inspirację do troszkę poważniejszego żeglarstwa znalazłem wśród przyjaciół: Wiesia Pieregorólki, nie tylko wybitnego dyrygenta, ale również utalentowanego kapitana, także u Jarka Kaczorowskiego, który jest mi mentorem i trenerem, czy u Romka Paszke.
T.S. - „Regaty Poloneza”, w których Pan w tym roku startował, to regaty samotnych żeglarzy. Czy było to Pańskie pierwsze doświadczenie z samotną żeglugą?K.S - Te regaty były dla mnie bardzo ważne. W umowie z Delphią Yachts dotyczącej użyczenia łódki na projekt Atlantycki zawarto warunek startu i ukończenia „Regat Poloneza”. Dlatego wcześniej na Bałtyku trenowałem ostro od wczesnej wiosny. Jarek Kaczorowski wyznaczał mi punkt na mapie. Musiałem tam popłynąć i wrócić. I tak małymi kroczkami przygotowywałem się do samotnej żeglugi, do panowania w pojedynkę nad łódką. Ale istotnie to była pierwsza przygoda w samotnych regatach. Zresztą wspominam ją bardzo ciepło. Krzysztof Krygier, organizator tych regat, jest nie tylko świetnym żeglarzem, ale również okazał się bardzo miłym gospodarzem. Atmosfera wśród startujących była świetna. Mam nadzieję że z wieloma uczestnikami pozostanę w kontakcie na dłużej. To nie są najprostsze regaty. W dodatku w tym roku zmienne warunki pogodowe dały się we znaki.
T.S. - Wspomniał Pan, że pomysł rejsu przez Atlantyk wziął się między innymi z tego, że jest Pan „znudzony” pływaniem po Morzu Śródziemnym. Być może trochę upraszczam Pańską wypowiedź. Jakie akweny tego morza Pan poznał - gdzie Pan pływał?K.S - Tak powiedziałem, ale w tonie żartobliwym. Dzięki kapitanowi Wojtkowi Puczyńskiemu i Komandorowi Zbyszkowi Szymczakowi poznałem wiele ciekawych akwenów. Żeglowaliśmy razem przez ostatnie 6 lat, a ja na pływanie na żaglach mogłem poświęcić dwa miesiące w roku. Od zachodu poznaliśmy razem Biskaje, Gibraltar, Maroko, Wybrzeże Francji i Hiszpanii, Baleary, Maltę, Korsykę i Sardynię, Wyspy Liparyjskie, Wybrzeże Włoch, Sycylię i Cieśninę Mesyńską. To multum wspomnień i przygód.
T.S. - Jak przygotowuje się Pan do rejsu, mam na myśli tzw. logistykę - czy spotyka się Pan z innymi żeglarzami, którzy mają za sobą rejs przez Atlantyk, by zebrać ich opinie i uwagi? Jeżeli tak, to z kim?K.S - W momencie wypłynięcia, najpierw jeszcze we dwójkę z Jarkiem Kaczorowskim z Vilamoury w Portugalii ok. 8 listopada, a potem ok. 14 listopada – już samotnie z Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich, minie prawie dokładnie rok od rozpoczęcia intensywnych przygotowań do tego projektu. Udało się stworzyć zawodowy team, w którym znalazł się Jarek Kaczorowski, żeglarz o bardzo dużym doświadczeniu, w tym w regatach samotniczych, ze sławnymi Mini Transat 6,5 przez Atlantyk. Pływanie z nim nauczyło mnie wiele. Zacząłem mieć minimalne pojęcie o tym jak przygotowują się i trenują zawodowcy. W naszym teamie jest też Jacek Pietraszkiewicz, żeglarz i nawigator. Jego firma Navsim podczas rejsu będzie przekazywać mi cenne informacje pogodowe i nawigacyjne. To wielka pomoc i duża dla mnie nauka. Inspiracją jest też dla mnie Roman Paszke, na którego rady i ogromne doświadczenie żeglarskie zawsze mogę liczyć. Dużo rozmawiałem również z Robertem Janeckim, Krzysztofem Baranowskim i z Januszem Zbierajewskim. Organizacją całości, rozmowami ze sponsorami i mediami zajął się w naszym teamie Janusz Cieliszak, mający duże, profesjonalne doświadczenie przy organizacji wielu projektów żeglarskich. Liczą się także rozmowy z właścicielami firmy Delphia Yachts, którzy użyczyli dla tego projektu jacht Delphia typu 40.3. Obaj - Piotr i Wojciech Kot to jednocześnie wybitni żeglarze i ich rady na temat jachtu bardzo się przydały. Jestem szczęściarzem, że mam wokół siebie takich ludzi.
T.S. - Dopłynie Pan na Karaiby szczęśliwie! – a co po tym? Jaki port docelowy Pan wybrał i jak długo zamierza Pan tam zostać? Co z powrotem, czy jacht tam zostanie, czy też planuje Pan powrót pod żaglami, jeśli tak to w jakim terminie?K.S - Zamierzam dopłynąć albo na Martynikę albo na Gwadelupę. Zdecydujemy o tym na przełomie października i listopada już w Portugalii. Właściwie to obojętne, byle udało mi się szczęśliwie dotrzeć na drugi brzeg oceanu. Na Karaibach planuję odpocząć kilka dni i wracam do Warszawy. W radiu czeka mnie mnóstwo pracy. W grudniu, jak zwykle prowadzę w „Trójce” licytacje świąteczne. To ważna akcja „Trójki” i chciałbym już wtedy być w domu. Decyzja dotycząca dalszych losów jachtu nie została jeszcze podjęta przez armatora. Ale ja oczywiście marzę o tym, że łódka wraca. Może na następny projekt…..?
T.S. - Czy „między rejsami” interesuje się Pan tym co w żeglarstwie się dzieje, czy przegląda Pan prasę żeglarską, kompletuje żeglarską bibliotekę, czy zagląda Pan na portale poświęcone żeglarstwu, na przykład na naszą „Tawernę Skipperów”?K.S - Znam „Tawernę” i bardzo Wam kibicuję! Tak, regularnie śledzę wydarzenia żeglarskie. Staram się czytać wszystko.
T.S. - Jak każde środowisko, także środowisko żeglarskie bywa zawistne, dowiadujemy się z plotek o wzajemnych pretensjach, antagonizmach. Czy nie obawia się Pan, że także w wypadku Pańskiego rejsu, zbierze Pan „cięgi”, złośliwe komentarze na temat medialnego nagłośnienia tej wyprawy. W tym samym czasie dwóch Polaków, Gutkowski i Owczarek przygotowują się do startu w najcięższych regatach Vendee Globe, a media tylko sporadycznie o tym informują i to tylko media specjalistyczne.K.S - Zabawne! Nie śledzę plotkarskich komentarzy. Choć czasem koledzy coś mi przekazują. To dość proste, siedzieć przed komputerem i pisać bzdury. Trudniej coś zorganizować i popłynąć. Z przykrością stwierdzam, że jesteśmy mistrzami świata w krytykowaniu wszystkiego co robią inni, gorzej wypadamy w realizacji projektów żeglarskich. To między innymi dlatego Polacy na tle Anglików, Francuzów, Niemców wypadają tak blado. Wiem jednak, że jeśli chcesz stworzyć udane przedsięwzięcie musisz pozyskać media. Dziś obietnica noszenia logo sponsora na żaglu, to stanowczo za mało. Firmę, która wykłada pieniądze interesuje przede wszystkim to, jak często pojawia się w mediach i z jakim przekazem oraz do jakiej grupy docelowej. I trudno się dziwić. Aby zainteresować media i sponsorów trzeba mieć argumenty. I trzeba się na tym znać. Stąd obecność przy moim projekcie Janusza Cieliszaka, człowieka, który doskonale zna język mediów i potrafi połączyć moją pasję, z poszukiwaniem pieniędzy na projekt i udaną promocją Sponsorów. Dla mnie ważne jest także to, że udało się tak zbudować ten projekt, że zarówno Polskie Radio jak i TVP nie dokładają do niego ani złotówki. Nie zdradzając tajemnic zawartych umów – mogę tylko dodać, że na tym zarabiają. Mam wielką nadzieję, że mój rejs zwróci uwagę innych firm na możliwość promowania się poprzez żeglarstwo. Odnosząc się do pytania o Zbyszka Gutkowskiego, znam go osobiście i bardzo mu kibicuję. Zresztą pewnie będę miał okazję, by słuchaczom Trójki - o regatach Vendee Globe jeszcze opowiedzieć, a przede wszystkim o udziale w nich pierwszego Polaka w historii tych zmagań. Nie martwiłbym się o rozgłos wokół tego wydarzenia. Na pewno o tych regatach będzie głośno. I bardzo dobrze, bo to wyjątkowa historia! Tak samo jak z drugiej strony - obecnie przygotowywana druga próba Romana Paszke do pobicia światowego rekordu prędkości samotnie i non stop, dookoła świata i pod wiatr. Dobrze się dzieje, że są w Polsce ci żeglarze i przecież także inni, którzy potrafią zmagać się i wygrywać z najlepszymi. Podziwiam ich. A ja? Ja po prostu chciałbym przepłynąć Atlantyk - samotnie, ale razem ze słuchaczami Trójki. Rozpoczynamy nadawanie z oceanu już 27. października. Zapraszam do Trójki. Szczegóły na stronie rejsu: www.rejskuby.pl. A wracając do plotek w „sieci” - co tam uradzili mędrcy od komentarzy w Internecie? To mogę płynąć, czy nie?
T.S. - Niech Pan płynie! „Tawerna” będzie Panu wiernie kibicować. Stopy wody…„Tawerna Skipperów” będzie informować na bieżąco o postępach rejsu. Polecamy także wszystkim zainteresowanym śledzenie tego wydarzenia na oficjalnej stronie rejsu:
www.rejskuby.pl