Chcielibyście śmigać po świecie Rolls-Royce'm? Pytanie... Zanim się jednak rozmarzycie, dodajmy, że chodzi o Rolls-Royce'a pływającego po Bałtyku. I w dodatku bezzałogowego. Science fiction? Otóż nie: takie cudo już istnieje i pływa. OK, na razie raz popłynęło. Ten rejs dowodzi jednak, że właśnie jesteśmy świadkami przemian, które zasadniczo zmienią nasz obraz świata. Aż chciałoby się zacytować pewnego króla: „So it begins...”
Cuda północy
Finlandia to kraj urokliwych fiordów, wódki z reniferkami i... arcyciekawych rozwiązań. Nic zatem dziwnego, że tamtejsze władze do spółki z koncernem Rolls-Royce postanowiły pójść na całość i stworzyć pierwszy na świecie całkowicie autonomiczny (czyli absolutnie bezzałogowy) prom do przewozu pasażerów i samochodów.
Czy coś takiego może się udać? Co będzie, jeśli wysiądzie prąd? Albo jeśli po drodze prom napotka na jakąś nietypową przeszkodę? A może jednostka postanowi być jeszcze bardziej autonomiczna, zbuntuje się i wypowie ludziom posłuszeństwo? Co się wtedy stanie z pasażerami?
Te i zapewne wiele innych pytań ciśnie się na usta, kiedy słyszymy o bezzałogowych promach - szczególnie, jeśli mają one służyć do przewozu ludzi. Mimo wszystko, wygląda na to, że rewolucja już się rozpoczęła – bezzałogowy prom pływa, przewozi pasażerów i, jak na razie, jest bardzo grzeczny i posłuszny.
Falco
Jednostka nazywa się Falco, posiada wjazdy z obu stron, mierzy około 54 metry długości i ok. 12 metrów szerokości, a powstała... w 1993 roku, w fińskiej stoczni Uudenkaupungin Telakka Oy. Prom przeszedł jednak gruntowną modernizację, przeprowadzoną w koncernie Rolls-Royce, w kooperacji w państwowym fińskim przewoźnikiem FinFerries, który jest właścicielem jednostki.
Podczas niedawnego rejsu, mającego zaprezentować możliwości Falco, na pokład weszło 80 odważnych pasażerów, w tym paru VIP-ów. Trasa prowadziła wzdłuż fińskiego archipelagu Turku, pomiędzy miastami Pargas i Nagu.
Jeśli spojrzymy na mapę, dojdziemy prawdopodobnie do wniosku, że twórcy Falco musieli być albo bardzo pewni swego, albo niesłychanie zmotywowani, by udowodnić skuteczność sztucznej inteligencji; trasa wiedzie bowiem pomiędzy licznymi wysepkami i wymaga od nawigatora dużo więcej, niż wymagałoby zrobienie kółka po Zatoce Fińskiej.
Jak to działa?
Nad bezpieczeństwem pasażerów bezzałogowca czuwa specjalny, supernowoczesny system o wiele mówiącej nazwie „Rolls-Royce Ship Intelligence”. Dzięki sztucznej inteligencji, autonomicznej nawigacji oraz licznym czujnikom, jednostka jest w stanie skutecznie wykrywać przeszkody na swojej trasie, a nawet samodzielnie... zacumować. Tę ostatnią procedurę przeprowadza system „Rolls-Royce Autodocking”. Czuwa on nad zmianą prędkości oraz kursu podczas zbliżania się do nabrzeża, a także przeprowadza w pełni automatyczne cumowanie. Jak na razie, wszystko działa bez zarzutu, a prom ma za sobą 400 godzin prób morskich, w tym wspomniany rejs wokół archipelagu Turku.
Twórcy Falco twierdzą, iż system czujników jest na tyle zaawansowany, że jednostka praktycznie „widzi” wszelkie przeszkody (a w każdym razie je rejestruje) i na podstawie tych obserwacji buduje w czasie rzeczywistym szczegółowy, dynamicznie zmieniający się obraz otoczenia. Podobno osiąga pod tym względem dokładność znacznie większą, niż ludzkie oczy. Zgromadzone dane przesyłane są następnie do zdalnego centrum operacyjnego, zlokalizowanego na lądzie. A w centrum siedzi... kapitan.
Aha, czyli jednak człowiek?
Otóż nie. Kapitan, czuwający nad przemieszczającym się promem, ma jedynie monitorować jego poczynania. Jeśli są one bez zarzutu, prom pozostaje autonomiczny, co oznacza, że sztuczna inteligencja samodzielnie podejmuje decyzje (tak, decyzje!) co do prędkości, kursu, parametrów silnika, itp. Kapitan może jednak w każdej chwili zdalnie przejąc kontrolę nad jednostką, ale uczyni to jedynie w wypadku stwierdzenia jakichś nieprawidłowości.
Czy to oznacza, że „zwykli” marynarze będą już wkrótce niepotrzebni? Raczej nie, chociaż oświadczenie szefa firmy Rolls-Royce, Mikaela Makinena, zabrzmiało dość niepokojąco. Po zakończonym rejsie powiedział on, że „bezzałogowy statek to już nie tylko koncept, ale coś, co przeobrazi żeglugę, jaką znamy”. Czy ta zmiana nam się spodoba? Czas pokaże. Na razie można powiedzieć, że rozpoczął się prawdziwy bezzałogowy wyścig, bowiem kilka dni przed wspomnianym rejsem Falco, podobną jednostkę testowali Norwegowie. Jednym słowem, będzie się działo.
Tagi: prom, Finferries, bezzałogowy