To już przesądzone – czeka nas Armageddon. Matka Natura znalazła sposób, żeby załatwić nas na cacy. Albo Neptun wk…, no, zirytował się, że nieustannie coś jeździ mu po głowie. Jednym słowem – oceany odłączą nam internety…
To nie żart, tylko bardzo poważne odkrycie słynnych amerykańskich naukowców. Jak wiadomo, w morzach i oceanach umieszcza się kable światłowodowe, centra przetwarzania baz danych i inna infrastrukturę. Mądrale z z uniwersytetów w Wisconsin i Oregonie wykazali, że wzrastający poziom wód morskich może…zagrozić zanurzonej w wodzie infrastrukturze internetowej (np. kable, pod wpływem wzrostu ciśnienia mas wody mogą tracić zdolność do prawidłowego przewodzenia). I stanie się to nie w dalekiej, bliżej niesprecyzowanej przyszłości, a w ciągu najbliższych 50 lat. A więc, o zgrozo, już nasze dzieci i wnuki będą być może musiały się obyć bez fejsbunia, instagrama czy innego medium, za pomocą ludzkość będzie się dzielić śmiesznymi filmami o kotach.
Najbardziej zagrożone przez rosnący poziom wody są urządzenia gwarantujące łączność miastom takim, jak Nowy Jork, Miami i Seattle, ale efekty globalnego ocieplenia będą odczuwane mniej lub bardziej przez użytkowników Internetu na całym świecie, np. przy komunikacji międzykontynentalnej.
Pytanie, oczywiście, brzmi, jak zapobiec katastrofie. Mamy radę – zostawcie te internety i chodźcie na żagle…
Tagi: internet, ocieplenie, ciśnienie