TYP: a1

Ile zarabia marynarz?

wtorek, 10 kwietnia 2018
Anna Ciężadło

Rozmowy o pieniądzach wywołują zwykle spore emocje. Co więcej, w niektórych krajach (np. w Polsce) panuje zasada, że pytanie wprost o zarobki jest uznawane za niezbyt eleganckie, a wręcz niesmaczne. Dlatego też najczęściej poprzestajemy na domysłach, a te z definicji są mało precyzyjne.

[t][/t] [s]Fot. Wikipedia[/s]

Najwyższy więc czas rozwiać wątpliwości, porozmawiać o konkretach i ocenić, czy w dzisiejszych czasach warto zostać marynarzem? A może lepiej... rolnikiem? Albo jednym i drugim? Jak się okazuje, sprawa wcale nie jest taka prosta. Chociaż kwoty, o jakich będzie mowa, są naprawdę bardzo przyjemne.

 

Realny socjalizm - i realne bonusy

W czasach PLR-u marynarze stanowili taką samą elitę, jak np. artyści estrady, albo stewardessy; już sam fakt, że odwiedzali kraje, o jakich reszta ludu pracującego mogła co najwyżej pomarzyć, stawiał te zawody wśród najbardziej pożądanych.

 

Pamiętajmy też, że taki marynarz mógł przywieźć ze zgniłego, dekadenckiego Zachodu nie tylko sporą wypłatę, ale i rozmaite zagraniczne frykasy, czy nawet... jeansy (i to prawdziwe, a nie jakiś jeansopodobny wyrób marki „Odra”). Jednym słowem, można zrozumieć, dlaczego pływanie to była całkiem niezła fucha.

 

Tyle historii. Jak wiemy, współczesny świat wygląda zupełnie inaczej, co jest skutkiem zmian geopolitycznych, postępu technologicznego oraz globalizacji, którą można lubić, albo nie – ale nie sposób przed nią uciec. Czy zatem dzisiaj warto jeszcze bawić się w pływanie po morzach?

 

Czasy bardziej współczesne

Dawnymi czasy marynarz musiał wykazać się głównie siłą, dobrym zdrowiem i równie dobrymi chęciami. Niestety, dzisiaj taki zestaw przymiotów już nie wystarczy, a poprzeczka jest zawieszona dużo wyżej. Zarobki bywają jednak bardzo zróżnicowane.

 

To, ile konkretnie zarobi marynarz, zależy od jego doświadczenia (oficjalnie staje się „doświadczony”, jeśli na danym rodzaju statków przesłuży co najmniej 3 lata) oraz właśnie od typu statku.

 

Generalnie, najlepiej płatna jest praca na statkach związanych z przemysłem energetycznym (elektrownie wiatrowe) oraz z przemysłem wydobywczym ropy i gazu. Natomiast statki handlowe, kontenerowce, masowce oraz promy to oferty znacznie gorsze pod względem finansowym – ale i niepomiernie bardziej bezpieczne.

 

Cyfry, czyli przejdźmy do konkretów

Cyfry będą za chwilę – aby się nimi nie zachłysnąć, wspomnijmy najpierw, że marynarz zarabia tylko „na burcie” - czyli podczas trwania jego kontraktu, który zwykle podpisywany jest na kolejny rejs. To, co delikwent robi (i z czego żyje) po jego zakończeniu, to już jego sprawa. Co więcej, koszty związane z dodatkowymi szkoleniami oraz z ubezpieczeniem zdrowotnym i emerytalnym marynarz najczęściej pokrywa sam, chociaż bywają tu chlubne wyjątki.

 

Mimo to, zarobki na statkach bywają naprawdę bardzo atrakcyjne. O ile pierwsza marynarska pensja to kwota rzędy 4 tys. euro miesięcznie, o tyle ten sam facet, po kilku latach może zarabiać już 10 tys. euro. Czyli całkiem sporo.

 

Rzecz nie wygląda jednak tak różowo w przypadku wszystkich marynarzy – na wodzie, podobnie, jak na lądzie, najlepiej zarabiają ci pracujący na najbardziej wymagających i odpowiedzialnych stanowiskach, i w dodatku posiadający najwyższe kwalifikacje. Czyli na pewno nie wszyscy.

 

Pensja minimalna

Mimo wszelkich przemian, jakim uległ zawód marynarza, jedno się nie zmieniło przez wieki – nadal najgorszą i najmniej płatną fuchą jest rola chłopca okrętowego. Na szczęście, człowiek pełniący taką funkcję nie jest dzisiaj sam – o jego interesy dba ITF, czyli Międzynarodowa Federacja Pracowników Transportu.

 

Dzięki jej staraniom, minimalna, ustalona w 2015 roku pensja chłopca okrętowego wynosi ok. 4,5 tys. (złotych, nie euro; sorry) na miesiąc. Wedle tych samych ustaleń, kuk okrętowy zarabia co najmniej 8 tys. PLN miesięcznie, pierwszy oficer – 15,5 tys. PLN, a kapitan – nieco ponad 23 tys. PLN.

 

Są to, rzecz jasna, pensje minimalne. Jeśli zatem kuk jest naprawdę dobry, a kapitan wyjątkowo zdolny, kwoty mogą być dużo, dużo wyższe. Czasami też kartą przetargową jest nie tyle pensja, ile rozmaite bonusy socjalne, jak choćby prywatna opieka medyczna.

 

Niestety, nie jest to normą, bo armatorzy to przede wszystkim przedsiębiorcy – i ich rolą nie jest zapewnienie marynarzom komfortu psychicznego, ale maksymalizacja zysków. Jeśli więc tę samą fuchę może podjąć ktoś o mniejszych wymaganiach finansowych i socjalnych, to z pewnością tak właśnie się stanie. Praktyka pokazuje, że zalecenia ITF stosuje mniej więcej... jedna trzecia armatorów. Reszta to morscy Janusze biznesu, obcinający koszty gdzie tylko się da – a na marynarzach da się na pewno.

 

 

Marynarz kontra US

Marynarze kontraktowi, w odróżnieniu od zwykłych śmiertelników, zatrudnionych na umowę pracę, muszą najczęściej sami zatroszczyć się o własne ubezpieczenie, składki emerytalne, itp.

Żeby było jeszcze weselej, swój kawałek tortu pragnie tu uszczknąć również skarbówka. A jak wiemy, szary Kowalski w starciu z Urzędem Skarbowym raczej nie ma wielkich szans – nawet, jeśli w teorii racja jest po jego stronie. Dlatego, jeśli zapytacie Wujka Google o „ulgę abolicyjną”, z pewnością przekieruje Was na forum pełne sfrustrowanych ludzi morza.

 

O co chodzi? Cóż, Izba Skarbowa w Gdańsku, czyli organ, który najczęściej jest stroną konfliktu twierdzi, że „dochody marynarzy podlegają opodatkowaniu w Polsce, chyba, że inaczej stanowi umowa zawarta pomiędzy naszym krajem, a państwem obcym, w którym pracuje marynarz”. No i tu zaczyna się zabawa, bowiem Polska takich umów podpisała całkiem sporo (z samą Norwegią - ok. 90). Wszystkie one mają pozwolić na uniknięcie podwójnego opodatkowania marynarzy, czyli w teorii są całkiem spoko.

 

Sęk w tym, że np. wspomniana Norwegia stosuje wobec marynarzy zerową stawkę. Czyli nie płacą podatku – pięknie, co? Niestety, nie do końca, bo nasza skarbówka twierdzi, że skoro nie zapłacili tam, to muszą zapłacić w Polsce. Sprawa robi się jeszcze ciekawsza, jeśli statek oficjalnie pływa pod banderą jakiegoś San Escobar, co jest całkiem częstą praktyką.

 

Rozstrzyganie tej kwestii to materiał na osobny doktorat z prawa, więc nie będziemy się nad tym pastwić. Dość stwierdzić, że niektórzy marynarze doszli do wniosku, iż prościej, taniej i lepiej będzie ubezpieczyć się w... KRUS-ie. A co, w końcu istnieją krowy morskie, podwodne łąki krasnorostów i morskie farmy - to niby dlaczego nie miałoby być morskich... rolników? :)

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi: marynarz, zarobki, pensja
TYP: a3
0 0
Komentarze
TYP: a2

Kalendarium: 21 listopada

Do wybrzeży na północ od Wirginii, pierwszej angielskiej kolonii w Ameryce, na statku "Mayflower" przybyło 102 osadników. Założyli miasto w Plymouth, od nazwy portu, z którego wypłynęli we wrześniu; tak narodziła się Nowa Anglia.
sobota, 21 listopada 1620