Czasy mamy ciekawe, dlatego nasi decydenci doszli do wniosku, że pora doinwestować marynarkę wojenną. Postulat jest jak najbardziej słuszny. Oby został zrealizowany w rozsądnym czasie i odpowiednim zakresie.
Morskie stwory
Niedawno wiceminister obrony narodowej Marcin Ociepa poinformował, że trwa właśnie postepowanie mające na celu pozyskanie dla naszej marynarki dwóch okrętów rozpoznania radioelektronicznego Delfin. Szczegóły na razie nie są znane. Wiadomo jedynie, że zgodnie z założeniami takie jednostki mają wejść do służby w latach 2024 i 2027. Rozważany jest też zakup Wieloryba – bezzałogowej, autonomicznej jednostki podwodnej. Być może jednak zastąpią go inne — Kijanka lub Ostryga. Co wyniknie ze wszystkich tych rozważań i kiedy zobaczymy ich efekty? Tego na razie nie wiadomo.
Potrzeba zmian
Jaki jest obecny stan naszej marynarki wojennej, tego nie trzeba chyba wyjaśniać. Mówiąc oględnie, mogłoby być lepiej. Można oczywiście dociekać, dlaczego nie jesteśmy potęgą morską i czyja to wina, jednak takie rozważania nie poprawią naszej sytuacji. Natomiast rozsądne inwestycje – owszem. Niedawne ataki na gazociągi Nord Stream udowodniły, że – mówiąc kolokwialnie – morza i morskich inwestycji trzeba sobie pilnować. I trzeba mieć czym to robić. Pozostaje mieć nadzieję, że wojna na Ukrainie odniesie chociaż ten pozytywny skutek, iż marynarka wojenna doczeka się poważnego traktowania.
Tagi: marynarka, inwestycje, wojsko, delfin