Pojezierze Iławsko - Ostródzkie
Jacht |
Sasanka 660 |
Rodzaj rejsu | Turystyczny |
Kapitan / skipper | |
Liczba uczestników | 10 |
Region | Pojezierze Iławskie |
Trasa | Jeziorak - Elbląg - Jeziorak |
Pierwsze plany wyjazdu na Jeziorak, zaczęły powstawać już w grudniu 2006 roku. Chcieliśmy, po rocznej przerwie powrócić na jeziora. Z jednej strony kusił nas szlak Wielkich Jezior Mazurskich, a z drugiej strony chęć poznania czegoś nowego. Przeważyło to drugie...
Skompletowanie załogi, znalezienie łódek i pozbieranie wszelkich dostępnych informacji wypełniło nam kolejne miesiące pozostałe do wakacji. Ostatecznie popłynęliśmy w dwie łódki - Sasanki 660 (Nadzieja i Margarita).
Pierwszy dzień poświęciliśmy na zapoznanie załogi z łódką (większość osób była pierwszy raz na rejsie) oraz uzupełnienie zapasów. Niestety nie udało nam się dopłynąć do Iławy, gdzie akurat odbywał się festiwal szantowy. Przycumowaliśmy do kei w Siemianach (przy polu namiotowym), skąd blisko do baru Kurka Wodna.
Siemiany to średniej wielkości wioska, w której jednak w sezonie zawsze jest tłoczno. W czwartki odbywają się tutaj koncerty szantowe (w tawernie Szopa). Warto zobaczyć, położone niedaleko, jezioro (rezerwat) Jasne - przejrzystość wody sięga tam 10m.
Kolejne dni to wizyta w Iławie (największe miasto nad Jeziorakiem) oraz w okolicach Makowa, gdzie do postoju zmusiła nas burza. Od strony jeziora widać tam tylko niewielką keję, jednak powyżej są bary, sklep, można zatankować wodę, a za kejowanie nie były pobierane opłaty. Nad samym jeziorem znajduję się niewielka polanka z wydzielonym miejscem na ognisko.
Płynąc na północ po Jezioraku można skierować się albo w stronę Jeziora Płaskiego, Ewingi, albo na wschód wpłynąć w kanał prowadzący do Miłomłyna. Ma on długość około 10 km, po drodze przepływa się przez jezioro Dauby. Ciekawostką jest odcinek poprowadzony nad Jeziorem Karnickim. Jezioro to leży niżej niż inne na szlaku, stąd aby możliwa była budowa trasy trzeba byłoby podwyższyć poziom wód o dobrych parę metrów. Wybrano inne rozwiązanie - przez jezioro usypano wał o wysokości 6m, długości prawie 500m, w środku którego znalazł się kanał. Stojąc na pokładzie, po jednej i drugiej stronie nasypu można dostrzec podzielone jezioro.
Kanały na Pojezierzu Iławsko-Ostródzkim różnią się zdecydowanie od tych na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Są dużo węższe (pod mostami zazwyczaj mieści się tylko jeden jacht), zarośnięte (trzeba zwracać uwagę na rośliny które wkręcają się w śrubę), a przede wszystkim bardziej dzikie. Stare umocnione brzegi, drzewa zwisające nisko nad wodą tworzą ciekawy klimat.
Po przepłynięciu do Miłomłyna szlak ponownie rozdziela się na dwie części. W lewo kanał prowadzi do Elbląga, natomiast po prawej znajduję się śluza Miłomłyn, a za nią dalsza część kanału prowadzącego do Ostródy.
Późna pora i zamknięta śluza zmusiła nas do zatrzymania się Miłomłynie. Przy rozwidleniu popłynęliśmy w lewo, a następnie po krótkim kawałku skręciliśmy w odnogę rzeki Liwy, którą dopłynęliśmy aż do samego centrum. Dla żeglarzy czeka tam niewielki pomost, ale oprócz możliwości zrobienia zakupów, nie należy liczyć na wiele.
Kolejnego dna skierowaliśmy się w stronę Ostródy. Po drodze trzeba pokonać dwie śluzy. Pierwsza - Miłomłyn znacząco odbiegała od tego co znaliśmy z Mazur. Szerokość śluzy to zaledwie 3m, jednak jej długość to prawie 35m (budowla powstała w XIX wieku i miała pomieścić spławiane rzeką drewno - stąd taka długość), skok wody wynosi 3m. Druga śluzę - Zieloną spotykamy po przepłynięciu 4km, jej wymiary są podobne, jednak tutaj skok wody jest mniejszy i wynosi 1.4m. Z tego miejsca do Ostródy jest jeszcze 15km, które najpierw pokonujemy kanałem, a następnie kawałkiem Jeziora Drwęckiego.
Ostróda jest jednym z większych miast Pojezierza Iławsko-Ostródzkiego - można tu zrobić zakupy, zatankować paliwo, a i wieczorem nie brakuje rozrywek :). My zatrzymaliśmy się tutaj na nocleg, rano odebraliśmy kolejnego załoganta i ruszyliśmy w drogę powrotną w stronę Miłomłyna.
Szybki powrót uniemożliwiły nam problemy z silnikiem Nadziei, które towarzyszyły nam już do końca rejsu. Miłomłyn przywitaliśmy dopiero wieczorem i po krótkiej naradzie obu załóg zapadła decyzja - płyniemy dalej w stronę Elbląga. W tym miejscu zaczyna się najpiękniejsza część szlaku. W krótkim czasie przepłynęliśmy Jezioro Ilińsk i zatrzymaliśmy się na początku Jeziora Ruda Woda, obok opuszczonego ośrodka wypoczynkowego.
Ruda Woda to 12-kilometrowe jezioro, na którym można odpocząć od silnika i nareszcie postawić żagle. Na końcu jeziora po lewej stronie znajduję się zatoczka oraz bardzo przyjemna przystań, której uroki odkryliśmy dopiero w drodze powrotnej z Elbląga. Jest to idealne miejsce do zatrzymania się przed dalszą drogą, w niewielkiej odległości znajduję się stacja benzynowa oraz wieś Małdyty. Warto tutaj zaopatrzyć się w paliwo, gdyż później aż do Elbląga(ponad 40km) nie będzie takiej okazji.
Na końcu jeziora Ruda Woda znajduje się kanał, a za nim jezioro Sambród, Piniewskie oraz ostatni przekop przed pierwszą pochylnią Buczyniec. Całość tego odcinka to 15 km. Nas szczególnie urzekła niezwykła dzikość tych okolic. Jachty spotykaliśmy bardzo sporadycznie, natomiast startujące do lotu czaple, inne ptaki oraz zwierzęta nie należały do rzadkości. Co chwila ktoś powtarzał, że takiej dziczy dawno nie widział :).
Po krótkim czasie powracamy do cywilizacji - dopływamy do pochylni.
Różnica poziomów pomiędzy Miłomłynem, a jeziorem Druzno wynosi 99,5 metrów. Zamiast budować szereg kosztownych i trudnych konstrukcyjnie śluz (problemem byłoby dostarczenie odpowiedniej ilości wody niezbędnej do śluzowania), zdecydowano się wybudować 5 pochylni. Całość szlaku powstała w latach 1848-1860. Pochylnie znajdują się na odcinku 9,6 km, z czego 2,3 km pokonujemy lądem. Mechanizmy podnoszące i opuszczające wózki napędzane są wyłącznie wodą. Ich konstrukcje można zobaczyć w pochylni Buczyniec, gdzie i tak trzeba się zatrzymać, aby uiścić opłatę.
Pierwszeństwo na pochylniach mają statki białej floty. Jeśli akurat takiego nie ma, wózek nie porusza się oraz jest zanurzony wówczas możemy na niego wpłynąć. Wywieszamy odbijacze, cumujemy nabiegowo, podnosimy miecz, płetwę sterową oraz silnik i jeśli jesteśmy gotowi uderzamy młotkiem w gong. Przy wynurzaniu się wózka z wody trzeba kontrolować czy jacht nie obciera o elementy konstrukcji (są one poprowadzone po skosie i nie widać ich kiedy wózek jest zanurzony). Kiedy już osiądziemy na dnie można podziwiać widoki i pozować do zdjęć (w Buczyńcu byliśmy wielką atrakcją dla dwóch niemieckich wycieczek - każdy z nas miał swoje 5 minut sławy :) ).
Wózek powoli będzie posuwał się do przodu i kiedy ponownie zanurzy się w wodzie nie pozostaje nam nic innego niż wypłynąć z niego. W tym momencie należy szczególnie uważać na boczny prąd, który występuje na dolnych stacjach niektórych pochylni. W podobny sposób należy pokonać po kolei pochylnie: Buczyniec, Kąty, Oleśnica, Jelenie, Całuny Nowe.
Za pochylniami czeka na nas kawałek kanału, a następnie jezioro Druzno. Jest ono praktycznie całkowicie zarośnięte i oprócz niewielkiego farwateru nie nadaje się do żeglugi. Za Drużnem w niewielkiej odległości znajduję się już Elbląg. Pierwszą przystanią jaką minęliśmy było TKKF i tam właśnie zatrzymaliśmy się na nocleg. Na miejscu są prysznice, wc, a aby dotrzeć do miasta wystarczy przejść przez most.
Pokonanie pochylni w ciągu jednego dnia potrafi być męczące. Nudę jednostajnego płynięcia na silniku rekompensuje dzika przyroda i przede wszystkim same pochylnie. Nam ten odcinek rejsu (od Jeziora Ruda Woda) zajął 10 godzin. Kolejny dzień odpoczęliśmy w Krynicy Morskiej, a następnie ruszyliśmy z powrotem. Ponownie kanały, pochylnie i na koniec urocza keja na początku jeziora Ruda Woda. To miejsce wszyscy uznali za najlepszą przystań całego rejsu. Planowaliśmy stamtąd wypłynąć rano, jednak udało nam się to dopiero koło godziny 16 :). Z Rudej Wody powróciliśmy na Jeziorak gdzie resztę rejsu spędziliśmy pływając już na żaglach.