Piękny lipcowy rodzinny rejs. Dwa tygodnie uroczej włóczęgi po Cykladach pozwoliły nabrać odpowiedniego dystansu do biegnącego czasu.
Lipcowe Cyklady 2013
Do Aten dolecieliśmy Lufthansą przez Monachium. Przelot idealny. Według wskazówek, które otrzymaliśmy z Charteru. Bezbłędnie autobusem dotarliśmy do mariny Kalamaki Alimos.
Wbrew opiniom, że załatwić coś z Grekami to rzecz granicząca z cudem, przejęcie łodzi odbyło się rzeczowo, miło i szybko. Nasz jacht to Bavaria 34 cruisier. Cała nasza załoga to jest Ja GOBO - jednocześnie skipper, Iza moja żona, Monika córka i Michał weszliśmy na pokład i rozpakowaliśmy się.
W pobliskim markecie zrobiliśmy zakupy na pierwsze dni. Właściciel przywiózł nam je prosto pod jacht. Następnego dnia wychodzimy rano w kierunku wyspy Kea. Wiatr początkowo bardzo słaby w ciągu dnia tężeje do 5B. Wieczorem stajemy na wyspie Kea
w zatoce Koundouros. Wieczorem wiatr przycicha, jednak i tak wystawiam wachty kotwiczne. W nocy zaczyna nieźle wiać, jacht miota się na kotwicy jak oszalały. Nad ranem akcja - wiatr podniósł w górę dinghiego razem z silnikiem i odwrócił go góry dnem. Szybko zadziałaliśmy całą załogą. Na szczęście silnik da radę odpalić. Nad ranem wiatr w zatoce dochodzi do 35w. Prognoza pogody jakoś się spóźnia i decydujemy się zostać tutaj do następnego dnia. Nazajutrz wychodzimy bardzo wcześnie i kierujemy się w stronę Siros , Ledwo wychodzimy za południowy cypel Kei dostajemy wiatr 7-8B, a w przesmykach między wyspami fala rośnie do ~2,5m. Załoga mimo, że dzielna, ma nietęgie miny. Chętnych żeby mnie zmienić za sterem nie ma. Wtedy miałem nadzieję, że w trakcie tego rejsu wiatr nam trochę odpuści. Jednak doceniał nas przez całe dwa tygodnie na poziomie 6-8B.Na Siros zatrzymaliśmy się w miłym porcie Fionika. Chyba ostatnie miejsce które było wolne udaję nam się zająć. Będzie to chyba ostatni port, który miał sanitariaty i prysznic. Wieczorem jedziemy taksówką do stolicy wyspy Ermupolis, zwiedzamy ją i jemy tam kolacje. Wchodząc do kościoła na szczycie góry trzeba się trochę natrudzić, ale widoki stamtąd są piękne. Następnego dnia kierujemy się w stronę Mykonos. Wieje standard. Sąsiad z jachtu odbierający nam cumy patrzy na nas z lekkim niedowierzaniem, co myśmy robili w morzu przy takich warunkach. Zaczynam odczuwać, że wiele z jachtów tu żeglujących uprawia porting, oczekując na słabszy wiatr. Pozostajemy tu dwa dni, spacerujemy kilkakrotnie po miasteczku Mykonos. Jest to chyba kwit esencja tego, co widzimy na greckich pocztówkach. Przy okazji, będąc w tamtym rejonie płyniemy promem na wyspę Delos i zwiedzamy centrum religijne starożytnego świata. Jest to miejsce z serii must see… ale wystarczy tylko jeden raz. Kolejnym celem naszej podróży była wyspa Amorgos. Po całym dniu pięknej żeglugi…zaczynamy już przyzwyczajać się do wiatru. Stajemy w porcie Katapola. Piękny uroczy porcik, ogólnie bardzo cichy, ale akurat w dniu gdy przypłynęliśmy ma się odbyć festiwal pieśni regionalnych. Wyjeżdżamy na wycieczkę po wyspie i docieramy do chory. Mała wioska jakby zapomniana przez cywilizację… na prawdę polecam zobaczenie.
Już po zmroku wracamy na jacht. Festiwal rozpoczyna się ~2200… a scenę mają ~20 m od naszego jachtu. Różne zespoły regionalne grają non stop nie zmieniając repertuaru (wg mnie grają cały czas to samo) grają do 0400. My niestety odpływamy o 0630, chociaż jeszcze chętnie byśmy tam zostali. Obieramy kurs na Santorini. Po całym dniu żeglugi pod wieczór docieramy do portu Vlychada. I tu zaczyna się mały problem, właściwie nie ma gdzie stanąć.
Znajduję w końcu kawałek nabrzeża, wklejając się pomiędzy grecki jacht a skały na główkach portu. Po małym odświeżeniu, idziemy na kolację schodami na wysoki klif do tawerny Dimitrosa. Jedzenie wyśmienite, obsługa przemiła. Dogadaliśmy się z Dimitrosem, że załatwi nam na drugi dzień auto bo chcieliśmy zwiedzić wyspę. Na drugi dzień Dimitros kontaktuje nas z wynajmem i już za 15 min pod jego tawerną staje piękny fiat 500 cabrio. Mając takie możliwości objeżdżamy całą wyspę. Czerwoną plażę, wykopaliska Aktori, Firę
i na koniec to co chyba najpiękniejsze Oję. W drodze powrotnej zatrzymujemy się zobaczyć zachód słońca nad kalderą i wracamy na jacht, a śliczne autko zostawiamy pod tawerną. Naszym kolejnym celem jest Milos. Od Dimitrosa dostajemy namiar na tawernę jej kuzynki Marianna w Adamasie.
Wypływamy skoro świt. Dzień na morzu upływa leniwie. Trochę sterowania, trochę czytania. Tak można żyć. Pod wieczór dopływamy do południowego brzegu Milos. Odszukujemy kotwicowisko Provatas. Coś pięknego. Urwiste białe skały. Jesteśmy sami. Wieczór upływa na kąpielach, śpiewaniu, łowieniu ryb, jak zwykle bez skutku… ale trzeba próbować. Następnego dnia opływamy wyspę wpływamy do kaldery i stajemy w porcie Adamas. Bez trudu znajdujemy Mariannę i idziemy tam na obiad. Porcik bardzo ładny, chociaż malutki. Obchodzimy go w niespełna godzinę. Powoli zbliża się koniec naszego rejsu.
Musimy piąć się na północ. Mam zamiar stanąć na wyspie Kythnos. W ciągu dnia wiatr się wzmaga i wieje dokładnie w pysk. Piłujemy cały dzień na silniku. Dochodząc do Kythnos wieje nam w twarz dobre 7B. Stajemy na kotwicy w zatoce Fykiada. Podobno miała być dobrze osłonięta od maltemi ( nie wierzcie). Fakt, że nie ma fali, ale wiatr spadowy dochodzi do 40w. Bardzo niespokojna noc. Trzymamy wachty kotwiczne, zresztą jak zwykle. Dobrze że kotwica dobrze trzyma.
Rano wychodzimy wcześnie, daje ~40w. Jacht na silniku idzie w takim przechyle jak pod żaglami. Gdy odskoczyliśmy trochę od wyspy, wiatr zelżał do 30w i postawiliśmy trochę żagli. Został nam ostatni dzień, więc postanowiliśmy popłynąć gdzieś, skąd będziemy mieli blisko do Kalamaki. Wybór padł na Aigine. W ciągu dnia wiatr mieliśmy wyborny. Na Aiginie byliśmy wczesnym popołudniem. A tu spotkało nas rozczarowanie. W żadnym
z dwóch portów nie byliśmy w stanie stanąć. Może to efekt bliskości Aten, albo to, że rozpoczął się sierpień. Wycofaliśmy się do małej zatoczki na południowym krańcu wyspy
i stanęliśmy na kotwicy. Wiatr się całkowicie wywiał, tego chyba nam było trzeba. Znów pływanie, nurkowanie łowienie ryb, gitara i czyste lenistwo.
Ostatniego dnia został nam przeskok do mariny Kalamaki. Byliśmy tam po południu
i znaleźliśmy jeszcze trochę czasu na to, aby pojechać do Aten i zobaczyć najciekawsze miejsca. W ostatnim dniu z rana przekazaliśmy łódź, lot mieliśmy po południu, wiec część dnia spędziliśmy na plaży. No a potem już tylko trzeba było wracać do domu.
Plan rejsu zrealizowaliśmy prawie w całości. Cyklady bardzo przypadły nam do gustu, Grecy są bardzo sympatyczni i pomocni, ale wyluzowani jak wszyscy południowcy. Z jachtem nie mieliśmy żadnych problemów. Cały rejs oceniamy jako wyjątkowo udany