Żywioły w dalszym ciągu nie rozpieszczają Australii. Co prawda ulewne deszcze i burze dogasiły pożary gnębiące kontynent, teraz jednak to woda stanowi największe zagrożenie.
Piles of seaweed have washed up on a popular Coogee beach, days after the city was battered by storms. #7NEWS https://t.co/nte6tBW8zJ
— 7NEWS Sydney (@7NewsSydney) February 13, 2020
W zeszłym tygodniu w Sydney zanotowano opady deszczu największe od 30 lat, co spowodowało również rekordową liczbę interwencji służ – straż pożarna wzywana była 15 tysięcy razy do pomocy przy usuwaniu powalonych drzew i gruzu oraz wydobywaniu samochodów z wód powodziowych. Przyszłość też nie zapowiada się różowo, bo Nowej Południowej Walii grożą kolejne ulewne deszcze i bardzo wysokie fale (mające nawet pięć metrów wysokości). Może to doprowadzić do powodzi i erozji plaż. W niektórych miejscach spodziewane jest nawet ponad 100 mm deszczu na metr kwadratowy.
Jednym z miejsc, które ucierpiały w wyniku burz jest słynna plaża w Sydney. Coogee jest jedną z najpopularniejszych wśród surferów i rodzin z dziećmi. Niedaleko Coogee znajduje się także Zatoka Gordona z miejscami do nurkowania i bogatą fauną morską. Kilka dni po tym, jak Sydney nawiedziły burze, Coogee została przykryta tonami wodorostów. Roślin jest tak dużo, że plaża została zamknięta – choć to nie powstrzymuje tych, którzy wśród zwałów alg chcą sobie strzelić selfiaka.
Co ciekawe, nazwa "coogee" pochodzi od aborygeńskiego słowa "koojah", które oznacza "zepsute wodorosty".
Tagi: Australia, Sydney, burze